10 osób które najbardziej wpłynęły na moje życie

1. Andrzej Setman – za bycie Aniołem Stróżem i nauczycielem terapii. To on nauczył mnie, jak pracować z ludźmi i namówił do zajęcia się psychologią.

2. Jan Grzesiak – mój ojciec. Dopiero jako dorosły mężczyzna doceniłem lata modelowania jego poczucia humoru, ekstrowertyzmu, otwartości, wrażliwości, dobroczynności i umiejętności aktorskich.

3. Iliana Ramirez – kobieta, dla której oddałbym swoje życie. Najważniejszy doradca, strażnik, ktoś komu chcę imponować. Jedyna żona, którą chcę mieć.

4. Adriana Grzesiak – moja córka. Przypomina mi cały czas, że nie mam prawa być egoistą i mam się nią zająć. Za jej otwartość, własne zdanie, ciekawość i prawdziwość.

5. Richard Bandler – gdy zobaczyłem jego umiejętności prowadzenia szkoleń uznałem, że kiedyś chcę go przerosnąć. Mistrz w swoim fachu.

6. Richard Moss – mój wieloletni mentor. Człowiek, z którym spotykam się systematycznie i który pokazał mi czym jest energia żeńska i pole świadomości. Nauczył mnie dojrzałości i tego, że jestem czymś więcej niż moje sukcesy.

7. Anthony Robbins – za to, że stworzył świat rozwoju osobistego na makro skalę. Bo jego umiejętności sceniczne są wielkie. Bo zbudował wielki silnik marketingowy. Nauczył mnie myślenia „think big”.

8. Alicja Grzesiak – moja matka. Poprzez wszystkie jej przeżycia ja uczyłem się życia. To, czego jej się nie udało, osiągnęła mną.

9. Gosia Staniewicz – moja pierwsza dojrzała partnerka. Kochająca, ciepła, dobra dusza. Z nią zaczęły się prawdziwe podróże w dalekie strony i bardziej ustabilizowane życie.

10. Wojciech Parczewski – mój nauczyciel angielskiego. Pokazał mi, że nie chodzi o egzaminowanie ludzi ani o ich kontrolę, że można zrobić tak, by sami chcieli się uczyć. Do dziś jest wzorcem nauczyciela.

Międzynarodowość

1510893_568397963230354_1752009008_nJestem właśnie w Marbelli, by dać prywatny coaching mieszkającemu tam przedsiębiorcy. To wyjątkowe zlecenie, bo spędzę tam z nim Sylwestra, a 5 dni indywidualnej pracy od rana do wieczora to intelektualna i emocjonalna petarda. I natknęła mnie myśl, by Wam opowiedzieć skąd wpadłem na pomysł, by działać międzynarodowo i jakimi strategiami się kierowałem.

Gdy miałem 18 lat, wyjechałem na miesiąc do Turcji i przejechałem cały kraj autostopem wydając na transport może 30$. Złapałem bakcyla podróżowania – od tamtego czasu zobaczyłem ponad 100 krajów i nadal uważam, że zanurzenie się w innej kulturze, języku, jedzeniu, zwyczajach jest dla mnie najbardziej rozwojową formą rozumienia, jak działa świat. Wtedy moje życie wyglądało tak, że przez cały rok szkolny odkładałem pieniądze a w wakacje wyjeżdżałem na 3 miesiące – sam albo z dziewczyną.

Im więcej widziałem i przeżywałem, tym bardziej czułem, że życie tylko 1 modelem świata (w moim przypadku polskim) jest niewystarczające. Że dopiero dodając z każdej kultury to, co jest w niej fajne, efektywniejsze, sam będę skuteczniejszy. Dziś rozumiem, że podział ludzi na narodowości to podział na modele różnych ego – a to zawsze jest ograniczone. Dlatego uważam, że bycie Polakiem (lub jakąkolwiek inną nacją) jest dziś niewystarczające i w świecie globalizacji i Facebooka stajemy się, jako społeczność, obywatelami świata.

Po jakimś czasie oczywiste było dla mnie. że nie będę pracował tylko w Polsce. Zacząłem więc uczyć się języków, bez których niemożliwe było poznanie kultury, zrozumienie jej mechanizmów i zauważenie cieni. Jednocześnie zdobywałem fach trenerski. Jeździłem na szkolenia do najlepszych na świecie (potrafiłem zrobić ponad 100 dni szkoleniowych w roku!) i sam pracowałem bardzo dużo (przez kilka lat nie schodziło poniżej 200 dni jako trener i coach). Wiedziałem, że jedno i drugie da mi takie kompetencje, jakie będą konkurencyjne na rynkach światowych. Nie myliłem się. Łącząc osobowość międzynarodową (zrozumienie inności, otwartość, szacunek, fascynacja zwyczajami, głęboka akceptacja – w Pakistanie np. ubierałem się w ichnie męskie sukienki i spędzałem czas na wsiach zabitych dechami tylko z tubylcami, by poznawać, co to znaczy „pakistanić”) wraz z kompetencją, udało mi się wejść na rynki zagraniczne.

W czasie jednego ze szkoleń w Meksyku poznałem Agustina Bravo, który był zainspirowany moim hiszpańskim (komunikowałem się po 2 tygodniach pobytu na Kubie) i zapytał, czy moglibyśmy coś zrobić razem. Rok później zorganizował pierwsze Fast Languages (model błyskawicznej nauki języków obcych) w Meksyku. Po tym kursie odezwali się Kolumbijczycy – tak pojawiłem się w Bogocie. Za każdym razem jeden kurs sprzedawał pozostałe. Mimo tego, że te rynki były początkujące, a organizatorzy byli domorosłymi przedsiębiorcami (tak jak ja, gdy pierwsze kursy 10 lat temu robiłem w 2-pokojowym mieszkaniu i catering był w kuchni) to wiedziałem, że pieniądze zawsze będą, jak będzie jakość i konsekwentne budowanie rynku. Tutaj też się nie myliłem. Brałem więc każde zlecenie, robiłem momentami 3 seminaria dziennie (zaczynałem o 9 rano i kończyłem o 2 nad ranem) i budowałem nazwisko. Nie wiedziałem wtedy, że obok nazwiska trzeba też mieć firmę – wehikuł, który to pociągnie (zorganizuje, obsłuży, itd.). Dopiero dziś to wiem, gdy sam prowadzę spółki i myślę w kategoriach również biznesowych.

Siatka zaproszeń do nowych krajów rosła. Po drodze pojawiła się Słowenia, Izrael, Włochy, teraz Hiszpania. W jednym roku prowadziłem szkolenia w 5 językach! Gdy robię Fast Languages w nowym kraju albo wiem, że będę gdzieś dłużej pracował, uczę się języka. Jest to dla mnie wyraz najgłębszego szacunku dla nowej kultury i chęci poznania jej „od środka”. Również wiele uczę się na temat historii, geografii, sztuki i szukam wzorców zachowań charakterystycznych dla danego narodu. Idę na kawę i patrzę, jak zachowują się ludzie. I uczę się poprzez obserwację, a potem to robię sam, stając się także Brazylijczykiem, Ekwadorczykiem, Izraelitą, itd. W planach mam wejście na rynek amerykański, a potem chiński. Miliard ludzi i raczkujący rozwój osobisty, to brzmi jak wielka okazja!

Gdybym miał podsumować w punktach, jakim modelem się kieruję to napisałbym tak:

Nie bądź tylko obywatelem jednego państwa, skoro możesz być każdym.

Będąc Polakiem, uważaj na negatywizm, zawiść, krytykanctwo i hejting, narzekanie, szukanie winnych, poczucie gorszości, mentalność ubóstwa (nic dziwnego gdy wyraz „ubóstwo” oznacza zarówno uwielbienie Boga, jak i biedę!!!!). Ale zostaw polską kreatywność, adaptacyjność, bezpośredniość, asertywność, chęć wzrostu i rozwoju.

Wyjdź poza cienie kultury – ludzie są nieświadomi, że większość ich problemów nie ma z nimi indywidualnie nic wspólnego, ale jest zestawem nieświadomych strategii wyniesionych z dzieciństwa.

Ucz się języków obcych. Badania pokazują, że poligloci mają większe IQ.

Podróżuj i oddawaj się kulturze, bez oceniania. Jedz lokalne jedzenie, rozmawiaj z tubylcami, używaj miejscowego transportu.

Znajdź problem globalny dotyczący kultury, w której pracujesz. Nie zajmuj się problemami indywidualnymi, ale kolektywnymi, by od razu pomagać innym (tym samym pomożesz też sobie).

Bądź w czymś naprawdę zajebisty (miej świetny produkt) – coś, co może konkurować na rynkach zagranicznych. W moim przypadku jest to coaching, bycie trenerem, niepowtarzalne produkty (nie ma innych trenerów na świecie prowadzących seminaria w tylu językach).

Stwórz środowisko, w którym możesz poznać ludzi, których będzie interesowało to, co robisz. Również dlatego przez wiele lat jeździłem na szkolenia zagraniczne, by się „pokazać”.

Twój produkt musi mieć wartość dla kontrahenta oraz klienta. Tym systemem stworzysz łańcuszek zależności – kontrahent na Twojej wiedzy będzie mógł zarabiać pieniądze, a klient nabędzie dla siebie coś wartościowego.

Ja za pół godziny ląduję na lotnisku w Maladze i jadę do pracy, którą uwielbiam – z mądrym człowiekiem, mieszkając w domu na plaży, z rodziną, w fajnej temperaturze i zarabiając dobre pieniądze. Yeeeah!

I najważniejsze: Ty też tak możesz!!! 10 lat temu prowadziłem szkolenie w weekend za śmieszne pieniądze w wynajmowanym mieszkaniu! Pamiętaj, że wszystko się buduje i każda podróż od czegoś się zaczyna!!

Historia uczestnika

Maciej Sajdak, który uczestniczył w moich szkoleniach, postanowił podzielić się ze mną, moim zespołem oraz Wami swoimi przeżyciami i niezwykłą historią. Maćku, bardzo Tobie dziękuję za te słowa! Zapraszam do lektury!

„Już wcześniej, przed pierwszym moim szkoleniem u Mateusza, słyszałem dużo pochlebnych opinii na jego temat, dlatego przychodząc na praktyka, a później mastera, spodziewałem się dostać konkretną wiedzę, najnowsze, najbardziej aktualne i działające technologie i dostałem to, ale dostałem też o wiele więcej.

Podczas mastera (styczeń 2012), zgłosiłem się na ochotnika do zademonstrowania przez Mateusza sposobu pracy ze snami. Myślę, że w tamtym momencie, na początku demonstracji, ani ja, ani nikt z osób uczestniczących w szkoleniu, nie był w stanie przewidzieć rezultatów naszej pracy. Po pierwsze dlatego, że zgłosiłem się z całkiem innej przyczyny niż ta, która okazała się rzeczywistym powodem mojej obecności, a po drugie, efekty tych kilkudziesięciu minut rozmowy (po kilkanaście minut przez 3 kolejne dni) zamanifestowały się w sposób naprawdę niezwykły… W pewnym momencie, kończąc prace ze mną, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, Mateusz powiedział: „Mam nadzieję, że zaprosisz mnie na chrzciny twojego dziecka”. 1378511_537057303031087_130177360_nPamiętam, że pomyślałem wtedy, że to raczej mało prawdopodobne, by mój problem już został rozwiązany i że to byłoby zbyt proste, by było prawdziwe, ale okazało się, że te początkowe wątpliwości, które miałem (również wyrażane przez niektórych uczestników szkolenia), nie wpłynęły na efekt końcowy i przetransformowały się w niczym niezmąconą pewność w to, że wkrótce zostanę ojcem…

I rzeczywiście, w ciągu 3 miesięcy od zakończenia szkolenia, moja żona zaszła w ciążę, choć wcześniej, po prawie 3 latach starania się o dziecko i konsultacjach ze specjalistami medycyny konwencjonalnej, wszyscy lekarze sugerowali, jako jedyne sensowne rozwiązanie – in-vitro. Dobrze pamiętam moment, w którym dowiedziałem się, że spodziewamy się dziecka – była to jedna z najszczęśliwszych chwil mojego życia…

Mam nadzieję, że mój przypadek zainspiruje i da nadzieję innym parom, które tak jak kiedyś my, starają się od dłuższego czasu o upragnionego potomka.

Abstrahując od tego, jak by nie patrzeć, „efektu ubocznego” szkolenia, zyskałem rownież niecodzienną wiedzę, entuzjazm i nowe, świeże spojrzenie na ludzi i otaczający nas świat.

Czy warto pójść na szkolenie do Mateusza? Przypomina mi się tu zdanie wypowiedziane przez moją znajomą, która zapytana o to, odpowiedziała, że gdy już raz ktoś pójdzie na szkolenie do Grzesiaka, to każde następne, prowadzone przez kogoś innego, wyda mu się nudne – zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%!
Mateusz jest nie tylko niezwykłym nauczycielem, coach’em ale przede wszystkim prawdziwym człowiekiem, którego wiedza i umiejętności zadziwiają i są źródłem inspiracji. Czas spędzony na jego szkoleniach jest zbiorem niezwykłych momentów, które tworzą niepowtarzalny i profesjonalny klimat.

Mateusz – jeszcze raz serdecznie Ci dziękuję w imieniu naszej trójki i życzę dalszych sukcesów!”

Do czego jesteś stworzony?

Jeśli będziesz oceniał umiejętności ryby po tym, jak wspina się na drzewa, spędzi ona życie myśląc, że jest beznadziejna. 
Zdjęcie prezentuje slajd z prezentacji szkolenia Success and Change. Zawiera pytania które pomogą Ci odkryć jaki dar posiadasz. Podziel się swoimi odpowiedziami z innymi i wydobywaj z siebie to, co w Tobie najlepsze.
10297715_620415201361963_7496361594183361749_n

Nigdy nie chciałem

11Nigdy nie chciałem mieć związku z przeciętną kobietą, ale mądrą i atrakcyjną, taką bym się nią chciał chwalić przed innymi.
Nigdy nie chciałem zarabiać średniej krajowej, chciałem być milionerem, miliarderem, mieć swój własny samolot i wiedzieć że stać mnie na wszystko co sobie wymarzę.
Nigdy nie chciałem spać pod namiotem, mieszkać w małej kawalarce, wyjeżdżać na wakacje nad polskie morze i nudzić się jak mops na plaży pijąc piwo. Chciałem domów zagranicą, podróży w egzotyczne miejsca, próbowania ciągle czegoś nowego.
Nigdy nie chciałem mieszkać tylko w jednym kraju, bo nigdy nie uważałem się za obywatela jednej nacji ale całego świata.
Nigdy nie chciałem mieć głupich ludzi dookoła siebie. Marudnych, negatywnych, ciągle niezadowolonych.
Nigdy nie chciałem mieć normalnego ciała na którym pojawia się co roku nowa fałda tłuszczu, ale mieć pokazowy sześciopak bym z dumą rozbierał się przy mojej partnerce.
Nigdy nie chciałem spędzać czasu w pracy której nienawidziłem z ludźmi z którym nie łączyła mnie żadna wizja, robiąc niepotrzebne rzeczy dla szefa który miał mnie w dupie. Chciałem pracować tak, by nie istniał czas, z pasją i przydatnością dla innych, z ludźmi którzy są mi bliscy.
Nigdy nie chciałem być po prostu jednym z wielu, chciałem zmienić świat, stać się bohaterem i wzorcem dla innych, punktem odniesienia dla przyszłych pokoleń. Chciałem być zapamiętany przez historię.

I dlatego postanowiłem coś z tym zrobić. Bo skoro tego nigdy nie chciałem, to dlaczego to miałem?

Przestałem podchodzić do przeciętnych kobiet tylko dlatego że wiedziałem że mnie nie odrzucą i zacząłem rozmawiać z tymi które uważałem za piękne. Musiałem zwalczać wstyd, starać się, lepiej wyglądać, nauczyć się elokwentniej mówić, mieć większą klasę. Przestałem więc być prostakiem, narcyzem, chłopczykiem. I znalazłem taką kobietę.

Przestałem pracować dla kogoś innego, narzekać na szefów i polityków. Kombinować jak przyoszczędzić małe pieniądze, być dusigroszem. Konfrontowałem się ciągle z lękiem że kiedyś zabraknie, że ktoś zabierze. Przestałem być zazdrosny i źle życzyć tym którym się udało.

Przestałem robić to co wszyscy i się przejmować tym czy im się spodoba. Nie słuchałem rodziców którzy odradzali stopa w Turcji, embarga gdy na łódce przepłynąłem z Florydy na Kubę, przewodnika który sugerował odpuszczenie odwiedzania terenów plemiennych w Pakistanie. Najpierw wydawałem pieniądze a potem się martwiłem jak je oddać. Zawsze oddawałem.

Walczyłem z wewnętrznym zakompleksionym Polaczkiem jeżdżąc zagranicę. Przestałem narzekać że Niemcy mają lepiej i podwinąwszy rękawy nosiłem u nich ciężkie meble. Zrezygnowałem z ucieczki w historie pt. talenty językowe i zakuwałem jak młotek słówka w językach obcych. Skonfrontowałem się z lękiem że w innym kraju wszystko będę musiał zaczynać od początku. Bo to prawda.

Przestałem marudzić, zacząłem dziękować. Przestałem być negatywny, zacząłem być bardziej racjonalny i wesoły. Przestałem szukać poklasku bo zrozumiałem że ten dostanę tylko od tych którzy jeszcze nie znaleźli go w sobie. Zacząłem uśmiechać się do ludzi, czasem zupełnie obcych, mówić do nich inaczej niż wszyscy. Przestałem ich krytykować w mojej głowie.

Przestałem przewracać się w łóżku z boku na bok jak dzwonił budzik i szukać tysiąca powodów dla których warto było spać nadal. Szedłem biegać i ubierałem się ciepło, bo czasem wtedy padał śnieg. Im było zimniej, tym bardziej pochylałem pod niego twarz. Przestałem się identyfikować z tym czy jest zimno czy gorąco, czy mi się chce czy nie. Po prostu. Trzeba było zrobić trening.

Przestałem się zastanawiać kiedy wyjątkowi ludzi mnie znajdą tylko zacząłem ich szukać. Poświęcałem żmudne godziny by przygotować oferty wideo do innych krajów. Przestałem być niewolnikiem mego wykształcenia i zrozumiałem, że muszę stworzyć sam swoją pracę.

Przestałem się poniżać i udawać, że nie ma we mnie wyjątkowości. Że jestem na tej planecie z jakiegokolwiek innego powodu niż jej zmiana na lepsze. Przestałem się bać słów: Jest we mnie magia. Miłość. Jestem stworzony do Wielkich Rzeczy. I zacząłem tak mówić do innych. A oni zaczęli je mówić do mnie. I mi uwierzyli. Bo ja przestałem się oszukiwać.

Nazywam się Mateusz Grzesiak. Niedawno się urodziłem.

Pytanie

1898251_603322553071228_1665531172_nMaciej zadał mi takie pytanie: Czy przynależysz do jakiejś religii? Ludzie sukcesu często odrzucają bóstwa na rzecz prawa przyciągania/wiary w samego siebie/ateizmu. Jak to jest z Tobą? Jezus, Budda, czajnik russela? W co tak naprawdę wierzysz?

Maćku, nie przynależę do jednej religii, tak samo jak nie jestem wyznawcą jednego systemu. I choć odnajdziesz we mnie człowieka wszechstronnie (3 fakultety) wykształconego, z masą certyfikatów i kursów, z wieloma doświadczeniami, to i tak pozostaję neutralny, pozostając poza ekstremami. Czerpię z buddyzmu, z katolicyzmu, z sufizmu, z psychologii, z szamanizmu, z medycyny, filozofii i całej rzeszy dyscyplin, bo wiem, że inteligencja to wynik synergii wszystkich dyscyplin. Ludzie zajmujący się jedną dziedziną wcześniej czy później będą jej wyznawcami, a mnie nie interesuje religia (albo nauka), by być jej wyznawcą, ale wziąć określone modele, które w dany sposób wzbogacą życie moje i innych.
Wierzę w to, że jesteśmy kimś więcej niż to, co sądzimy na swój temat. Wierzę, że jesteśmy dopiero na początku odkrywania tego co to znaczy „być”. 

Ewolucja rynków: Brazylia

1743664_594699820600168_1021669949_nGdybym nie pracował poza Polską, to bym o tym nie wiedział. A tak, to mogę to zobaczyć: istnieje coś takiego jak mentalność rynku.

Ostatni rok to eksploracja Brazylii. Rynek, na którym nie istnieje konkurencja, bo coaching jest dopiero początkujący. Na którym czuję się jakbym jako karate mistrz z piątym danem otwierał swoje dojo i zaczynał wszystko dopiero tworzyć. Gdzie ludzie już dojrzali do tego, że chcą się rozwijać i tego potrzebują, i dopiero zaczynają boom na rozwój, ale jeszcze nie mają ani trenerów, ani coachów, ani forów, ani świata rozwoju osobistego. Inaczej niż na rynku meksykańskim, gdzie ludzie dopiero zaczynają rozumieć w ogóle potrzebę rozwoju – gdy tam zaczynałem wiele lat temu przebicie się do mentalności społecznej, że rozwój jest potrzebny, było walką z wiatrakami, bo ludzie mieli potrzeby z zupełnie innego poziomu (np. wyjechać na wakacje i zrobić zakupy).

Każdy rynek jest jak osoba. Można ją lubić, kochać, nienawidzić, można przechodzić obok niej obojętnie. Każdy rynek myśli w określony sposób, ma własne wartości, którymi się kieruje. Jeśli znajdziesz więc taki rynek, który jest podobny do Ciebie, to wtedy się doskonale zrozumiecie. Powstanie z tego związek, relacja mężczyzny z kobietą, z której powstaną dzieci – różne firmy, instytucje, organizacje. Brazylia jest wielka, nieodkryta, dopiero się rozpędzająca. Ma przeogromny potencjał, na moje oko jest to, obok kilku krajów Pacyfiku, najlepszy rynek na świecie w tej chwili. Jest chłonna, otwarta, chcąca pędzić. Wychodząca z trudnej przeszłości, zmieniająca mentalność z lokalnej na globalną. Jest bezpośrednia, silna, bardzo konkurencyjna.

A jakie ma problemy? Jest zdezorganizowana, skorumpowana, egocentryczna – nie rozumie, że dziś era słabych jednostek się skończyła (koniec ery pracownika) i zaczęła era silnych członków zespołu. Że dzisiaj albo idziesz globalnie, albo umierasz, że kończy się „narodowość” rozumiana jako zamknięta na sobie samej mentalność. Brazylia jest też bardzo głodna sukcesu którego nie miała, idąc z mentalnością kraju trzeciego świata za plecami wierzących w siebie gigantów, czyli byłych najeźdźców (Ameryki, Niemiec, itd.). Brazylia nie zna angielskiego, więc jest odizolowana, ale bardzo chce przynależeć do międzynarodowej społeczności, w której będzie mogła pokazać na co ją stać. Gdy przejdzie na etap wiary w siebie i swoje możliwości, stanie się graczem, z którym wszyscy będą się musieli liczyć.

Przez najbliższe kilka lat mój focus będzie tutaj, potem zacznę się interesować Afryką (jej czas jeszcze nie przyszedł). Zbuduję w tym kraju taką sieć trenerską jak w Polsce przed laty, tworząc kadrę trenerów prowadzących swoje i moje biznesy.

Jestem tu, bo jest tu ogromny potencjał, mentalność ludzi jest zupełnie inna niż w Polsce i stwarza nieporównywalnie inne możliwości.

W tym wszystkim jest jeszcze jedna niesamowita rzecz. Jestem tutaj absolutnie sam – wszedłem do sklepu z najlepszymi zabawkami i jestem jedynym klientem! Magia.

Przedsiębiorczość

1653572_591944107542406_259881599_nPrzedsiębiorczość, czyli „branie się przed” – przed zajściem sytuacji, na które chcemy zareagować. Jest dla mnie podejściem do życia, składającym się z:

– obrotności: czyli umiejętności widzenia świata z różnych perspektyw, 360 stopni (stąd wyraz: obrót). 

– elastyczności: konieczności adekwatnej zmiany do środowiska, w którym aktualnie funkcjonujemy, a nigdy świat nie zmieniał się tak szybko jak teraz.

– nastawienia na cel: konkretnego, konsekwentnego dążenia do zrealizowania określonych planów.

– koncentracji: zebrania zasobów i ukierunkowania ich, bez utraty czasu i energii na rozpraszanie się.

– odpowiedzialności: brania losu w swoje ręce bez przerzucania winy na innych czy na czynniki zewnętrzne. Ludzie przedsiębiorczy tego nie robią.

– empatii: wyczucia ludzkich problemów i umiejętnego ich rozwiązywania. Każdy ludzki problem jest okazją do zarobienia pieniędzy poprzez jego rozwiązanie.

– latania: metafora, której używam, by mówić o zarządzaniu światem materialnym przez duchowy. Jednym z jej aspektów jest uwalnianie się od przywiązania, czyli odpuszczanie światu materialnemu, który zaczyna nas ograniczać. Przykład: zmienia się rynek, trzeba zamknąć biznes bez ciągnięcia za sobą ogona. Przywiązanie na to nie pozwala.

Przesyłajcie w komentarzach swoje spostrzeżenia i opinie na temat przedsiębiorczości, zapraszam!