Patriotyzm

W różnych krajach jestem przedstawiany na różne sposoby przed szkoleniami. W Polsce ileś razy byłem niespodzianką dla publiczności. Ileś razy byłem międzynarodowym trenerem pracującym w 5 językach czy autorem 8 książek. Ileś razy byłem psychologiem, coachem i Bóg wie jeszcze, czym. Ale nigdy nie zdarzyło mi się, bym usłyszał na przed swoim wystąpieniem hymn Polski, szczególnie tak daleko od kraju, w Brazylii.

Wszyscy nagle wstali. Puścili Mazurek Dąbrowskiego.
A ja się popłakałem.

Może dlatego, że w tym hymnie jest ukrytych tak wiele rzeczy… Tekst, że jeszcze Polska nie zginęła, których pod zaborami był aktualny, a dziś sugeruje, że Polska za jakiś czas zginie…

Może dlatego, że jadąc do Brazylii wiem, że reprezentuję dla 200 milionów Brazylijczyków 38 milionów Polaków i że większość z nich, słuchając mnie, wyrobi sobie zdanie o Polakach na bazie tego, jaki ja jestem…

Może dlatego, że jest we mnie tak ogromny pokład miłości do mojej ojczyzny, która nauczyła mnie odwagi do walki o swoje i niepoddawania się – nigdy, horrendalnego etosu pracy, posiadania własnego zdania i pasji do nauki.. Mieszający się z wielkim bólem nieświadomego cebulactwa ludzi, którzy narzekają, niszczą wyjątkowość z powodu historycznych kompleksów, których nie potrafią zidentyfikować, ich zawiści i mściwości, hejtingu, czepiania się, braku życzliwości.

To życiowy konflikt. Konflikt, czy wyjechać na stałe, gdzie jest się docenianym i odciąć się od chorej mentalności, czy zostać i walczyć, wycierając twarz z plwocin ludzi, którzy nieświadomie realizują porażki ich przodków.

Nawet wiem, czemu Brazylijczycy ten hymn puścili – bo chcieli pokazać, jak bardzo jestem dla nich ważny. Nie wiedzieli, że tym hymnem odpalą we mnie całą kaskadę emocji, bo przecież dotyka on najgłębszej rany w ciele każdego Polaka, która łączy ze sobą miłość do ojczyzny z wielkim żalem, który ma każde dziecko do zdradzającej je matki.

To przypomniało mi, czym jest dla mnie patriotyzm. Tym, że staram się być najlepszy na świecie, by godnie reprezentować każdego z Was.
Tym, że za cel wziąłem zmianę mentalności Polaków i konsekwentnie to robię. I mi się uda. Tym, że potrafię spojrzeć na moją nację z boku i ganić ją za złe cechy i chwalić za dobre.
Tym, że zapalam się jak zapalniczka gdy moja żona mówi coś o Polsce, co nie jest zgodne z prawdą.
Tym, że łzy mi lecą, gdy myślę o Polsce. O mojej matce, która wydała mnie na świat i która tak wiele mi dała, i tak wiele zabrała.

Przecież mógłbym się urodzić Latynosem i być sympatyczny i ciepły, a nie narzekać na wszystko.
Przecież mógłbym być Amerykaninem i wierzyć, że jestem z najlepszego kraju na świecie, myśleć od dziecka globalnie i mieć niewzruszoną pewność siebie, a nie mieć poczucie gorszości w stosunku do Zachodu.
Przecież mógłbym być Niemcem i być zorganizowany, podchodzić racjonalnie do świata, a nie zapalać się jak pieniacz i nie umieć rozmawiać z ludźmi inaczej niż poprzez niekontrolowane emocje.
Przecież mógłbym być Japończykiem i wierzyć w Japonię jako największe dobro, a nie być egocentrycznym kombinatorem, który kradzież intelektualną ściągając na studiach nazywa sprytem.

A jednak, karma chciała inaczej. Urodziłem się w Polsce.

Dlatego nie można mnie zajechać i jak ktoś mi mówi, że się nie da, to mu pokazuję gest Kozakiewicza i udowadniam, że się myli.

Dlatego uczę się jak dziki osioł i mam etos pracy większy od Syzyfa – bo ja ten kamień wepchnę na górę – bo Polska mnie nauczyła, że pracowitość i nauka są cnotami.

Dlatego staram się 10x bardziej niż obcokrajowiec urodzony w lepszym miejscu, bo on miał na starcie lepiej w kontekście zaufania do innych, poczucia własnej wartości i umiejętności komunikacji i życzliwości.

Dlatego jestem indywidualistą i interesuje mnie moja własna ścieżka, bo nauczyłem się mieć własne zdanie i je materializować.

Zacząłem robić nowy kurs. Jak zawsze wyszedłem z założenia, że zrobię najlepszy w życiu. Jak zawsze traktuję go dopiero jak początek czegoś większego. Jak zawsze uczę ludzi, że mogą być czymś więcej, niż ich kultura i przekonania. Jak zawsze kocham to, co robię. I jak zawsze podkreślam, że nie ma znaczenia, czy jest się Brazylijczykiem, Polakiem czy Amerykaninem, sam fakt tożsamości kulturowej ogranicza potencjał człowieka, który jest ponad swoją nacją. Każdy kraj ma coś do przerobienia, nie więc tak naprawdę znaczenia gdzie się rodzisz, ale co ze swoim życiem zrobisz.

Mam w gruncie rzeczy jedno marzenie. Chciałbym umrzeć jako bohater i wpisać się w historię świata jako ktoś, kto go zmienił.

Długa droga przede mną. Mam na to resztę życia. Ty też.

Link do nagrania: https://www.facebook.com/mateuszgrzesiak/videos/855710921165722/

Jedna opinia

  1. A co powiecie na temat gry dotyczącej Żołnierzy Wyklętych? https://www.facebook.com/PrawoWilkaOblawa

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *