15284062_1276809099055900_4928061353869512661_n

Czy już zacząłeś? Czy idziesz dalej?

Czy już zacząłeś? Czy idziesz dalej?

Najpierw coś Ci wychodzi. Strzelasz gola na boisku, śpiewasz ładnie piosenkę, tłumaczysz coś koledze w pracy. Wtedy ktoś mówi Ci, że powinieneś to robić, że się do tego nadajesz. Nie wierzysz w to, więc zbijasz jakimś głupim argumentem typu: „To był tylko przypadek”. To pierwszy etap – powołanie.

Ale ciągnie Cię do tego. Umysł nie daje Ci spokoju, produkując kolejne fantazje „co by było, gdyby”. Gdybyś bił piłkarzem i zdobył złotą piłkę. Piosenkarką, która wydała platynową płytę. Trenerem z zabookowanym na miesiące do przodu kalendarzem. To drugi etap – przekonywanie się.

Gdy w końcu dasz sobie prawo na materializację nadziei, zaczynasz nieśmiało ćwiczyć. Chodzisz częściej na boisko. Śpiewasz przed lustrem swoje ulubione kawałki. Rozmawiasz z ludźmi w taki sposób, by mieć sposobność dać im choć najmniejszą radę. Ten trzeci etap nazywa się inicjacją – jesteś na początku drogi i myślisz, że może jednak coś z tego będzie.

Ale za chwilę dostaniesz po dupie. Na boisku pojawia się silniejszy gracz i widzisz, jak wiele Ci brakuje. Śpiewasz w jakimś konkursie i zajmujesz przedostanie miejsce. Chcesz kogoś czegoś nauczyć, a w internecie widzisz kogoś, komu do pięt nie dorastasz. Ten czwarty etap to porażka. Jeśli się teraz poddasz, będziesz zgorzkniały i zaczniesz udawać, że przeciętność Cię zadowala.

Chyba, że weźmiesz to na klatę i wrócisz następnego dnia na boisko, na zajęcia ze śpiewu, na szkolenie. Dla większości będziesz pośmiewiskiem. Dla niewielu kuriozum. Ale dla jednostek na samej górze jesteś nadzieją, że będą mieli za jakiś czas partnera. Oni to rozumieją, bo sami przez to przechodzili. To etap piąty – pozostanie w grze.

Rozpoczynasz rzemiosło. Już wiesz, że nie będzie łatwo, ale dzięki temu przestajesz się łudzić. Zbierasz bęcki na boisku, ale trener zaczął minimalnie zwracać na Ciebie uwagę. Ciągle jesteś strofowana za fałszowanie, ale śpiewasz nadal. Występujesz na scenie i końca błędów nie widać. To szósty etap – treningu.

Po jakimś czasie przychodzi pierwszy sukces. Strzelasz gola w trudnej sytuacji. Śpiewasz i dostajesz brawa od innych. Wrzucasz film w sieć i pojawiają się pozytywne komentarze. Dotykasz rzadko spotykanego wcześniej luksusu bycia dobrym, a nawet tak krótki kontakt z nim wystarcza, byś się wzmocnił. To co robisz, działa. Jedziesz dalej. To siódmy etap – motywacji.

Po pierwszym sukcesie są kolejne. Jesteś nadal cienki, ale nie tak bardzo jak kiedyś. Niektórym się nawet podobasz. Ćwiczysz, więc liczba podziwiających się zwiększa, aż w końcu jest ich wystarczająco dużo, by zacząć zarabiać na tym pieniądze. Cieszysz się coraz bardziej, ale Twój entuzjazm gaśnie, gdy gdzieś czytasz o sobie pierwszy niewybredny komentarz. Kolejne są jeszcze gorsze i w koktajlu żalu, smutku i wściekłości wchodzisz na etap ósmy – hejtu. Jeśli zejdziesz do jego poziomu, przestaniesz ćwiczyć i zaczniesz staczać się w otchłań ludzkich kompleksów, cieni, demonów. I skonasz w nim tak samo, jak konają w nim ci, którzy zeń w Ciebie plują.

Ale grasz dalej. Już nie jesteś cienki, bo obok techniki pojawia się też dojrzała osobowość, która zaczyna rozumieć skąd biorą się problemy innych. Zaczynasz być dobry, naprawdę dobry, tak że jest o Tobie coraz głośniej. Widzisz, że te dwie energie – podziwu i poniżania, wsparcia i niszczenia, prawdy i kłamstwa są dwoma stronami tej samej monety. To się nigdy nie zmieni, a Ty poznajesz zasady i przestajesz z nimi walczyć. To dziewiąty etap – akceptacji.

Masz teraz tak dużo, że nie dasz rady sam tego skonsumować. Ogarniasz świat materialny i stajesz się kreatorem rzeczywistości. Masz pieniądze, sławę, zrealizowałeś wszystkie marzenia i dopiero teraz widzisz zewsząd cierpienie innych. Zamiast treści, widzisz formę. To etap dziesiąty – służby, na którym są wszyscy ci, którzy nie mają już nic więcej do osiągnięcia, bo to nic nie zmieni. Bez służby nie byłbyś w stanie żyć – za dużo widzisz cierpienia, za dużo lęku, za dużo prymitywizmu, za dużo agresji. Ale ponieważ sam tam byłeś i sobie z tym poradziłeś, postanawiasz być pożytecznym dla świata. To ostatni etap.

Znalazłem zdjęcie Mateusza sprzed ponad 10 lat. Miał 20 kilogramów więcej wagi ode mnie. Mówił kolokwialnym językiem i nie stroił od wulgaryzmów. Nie przykładał wagi do ubioru. Nie robił marketingu w ogóle.

Ale gdyby nie jego działania, ja dziś nie byłbym tym, kim jestem. Nie robiłbym nowych badań naukowych i nie planował drugiej pracy doktorskiej. Nie zarabiałbym takich pieniędzy. Nie inspirowałbym setek tysięcy ludzi z różnych miejsc na świecie. Nie napisałbym jedenastu książek. I tak dalej.

Nie ma innej ścieżki i nie można pominąć żadnego z etapów. Dlatego jedynymi pytaniami, które powinieneś sobie zadać, są – czy już zacząłeś i czy cały czas idziesz dalej. Jeśli tak, to na pewno się kiedyś spotkamy. Z tej perspektywy to wszystko ma głęboki sens i jest absolutnie oczywiste.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *